Jestem KSM-owiczką od ponad 2 lat i szczerze nie pamiętam daty, kiedy przyszłam na pierwsze spotkanie, ani samego spotkania też w ogóle nie pamiętam. Wnioskuję, że musiało mi się nawet podobać, bo dziś z ogromną radością przychodzę do tej wspólnoty. Samo to, dlaczego wstąpiłam do KSM-u, akurat pamiętam.  Bodajże kończyłam szóstą klasę, a mój starszy (wspaniały) brat Szymon, już około roku uczęszczał na spotkania. Gdy z nich wracał nasza mama zaczęła proponować mu, żeby zabrał mnie ze sobą na kolejne, a także dziewczyny z KSM-u mu to proponowały. Chłop nie zbyt był chętny (nie dziwiłam mu się). Szymon mówił, że weźmie mnie na KSM, jak pójdę do gimnazjum. Jak już weszła reforma i byłam pierwszym rocznikiem, który idzie do siódmej i ósmej klasy, jego zdanie się nie zmieniło tzn. pójdę z nim na spotkanie, jak będę w gimnazjum. Z czasem jednak, gdy zaczynał się nowy rok formacyjny, sam zaczął namawiać mnie do dołączenia do tej wspólnoty. Ja jednak nie byłam do tego przekonana. Po kilku miesiącach organizowany był wyjazd do Gietrzwałdu. Namawiana przez wszystkich możliwych ludzi w pobliżu, zgodziłam się by pojechać. Było super, tylko cały wyjazd bardzo się wszystkich wstydziłam i mało co mówiłam, a mimo to poznałam już wtedy wiele cudownych osób. Po tej wycieczce przyszłam na pierwsze spotkanie.

Na początku tylko słuchałam i potakiwałam. Ze spotkania na spotkanie jednak, trochę bardziej się otwierałam. Potem były moje pierwsze rekolekcje, które są przeze mnie najlepiej wspominanymi ze wszystkich, na których do tej pory byłam! Nie znałam praktycznie nikogo (no może parę osób juz kojarzyłam z Gietrzwałdu), więc sama z siebie do nikogo się prawie nie odzywałam. Nie, że nikogo nie lubiłam lub nie ufałam nikomu. Ja po prostu się wstydziłam i w sumie nie wiedziałabym nawet co powiedzieć. Bogu dzięki, że stworzył odważnych ludzi, którzy widząc moje zagubienie zagadywali mnie. Najbardziej pamiętam jak koleżanki z pokoju w nocy zachęcały mnie, żebym z nimi usiadła i razem rozmawiałyśmy. No znaczy, ja bardziej słuchałam, ale coś powiedzieć też mi się zdarzyło.
A drugim momentem był ten, kiedy jeden chłopak powiedział mi, że wyglądam na nieśmiałą. Może to trochę dziwne, ale było mi miło. Później były kolejne spotkania, wydarzenia (Diecezjalny Dzień Młodzieży i Bal Urodzinowy, który przygotowaliśmy szczególnie zostały w mojej pamięci). Coraz bardziej przybliżały mnie one do Boga i uczyły kim On jest, i jak działa. Do tego nauczyłam się pisać posty ze spotkania na facebooku, krótkie protokoły i prowadzić kronikę jako zastępca sekretarza w oddziale, a następnie i aktualnie sekretarz. Zobaczyłam też, jak wyglądają spotkania kierownictwa, a przy tym mieszkanie księdza asystenta. Zwyczajnie zobaczyłam od kuchni jak Kościół jest piękny. Poznałam w KSM niesamowite osoby i prowadziłam kręgi biblijne czy inne spotkania, a nawet wraz z koleżanką dostałam szansę bycia animatorem małej grupki kandydatów do bierzmowania. Choć nie wiem czy dobrze mi idzie to staram się powiedzieć innym jak najwięcej o Bogu, którego mam w serduszku. Czujecie to, POWIEDZIEĆ INNYM, ta dziunia, która wcześniej się bała wszystkiego i wszystkich teraz otwarcie mówi o Jego miłości. Oczywiście, że jeszcze często nie wiem co powiedzieć i boje się czasem mówić, bo nie wiem jak inni zareagują. Jednak nie da się nie zauważyć, że Bóg poprzez formacje w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży otworzył mnie na ludzi i wiarę! Dodał mi odwagi I otworzył mi usta. Na jednych z rekolekcji usłyszałam podczas Mszy Świętej: „Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia” 2 Tm 1, 7.  No coż… trzeba więc się do tego stosować!

Powiedziałam jeszcze Szymonowi, że dopiszę do świadectwa jakiś cytat z piosenki, ale jakoś mi nie wyszło to na koniec dopisze.

„Wbijam nie do klubu tylko na churching…
 pierwsze dwa rzędy to moje ziomeczki” ~
„Nowe pieśni” Cukier

Amelia Ropel, Olecko, św. Rodziny

Kategorie: Świadectwa